Środa 15 stycznia 2025 r. Wspomnienie.

 Środa 15 stycznia 2025 r. Wspomnienie.

Dni mijają jak z bicza strzelił. Wstaję rano, brrr, wrr, i jest 22.15 pora iśc spać. Wczoraj byłem na operze Makbet. Otóż w owej incenizacji pana Warlikowskiego ów Makbet zajadał się noworodkami na obiad, niczym patoelity holyłódzkie. Ogólnie - pokazano walkę o władzę jako obłęd zbrodni z których każda napędza kolejną. 

Nie dam rady już w tym tygodniu pojechjać na skatepark. W zeszłym tygodniu byłem, wróćiłem przerażony, bo dzieci się źle zachowywały. Schowały mi hulajnoge w krzakach i myślałem że pijany nastolatek wrzucił ją do rzeki. Napluły mi na torbe sportową. Nastraszyły bezdomnego jak tylko ich zostawiłem na sekund pięć będąc na parkurparku, tak że aż przechodzień wezwał policję. Robiły trzodę taką że strach było z nimi w ogóle przebywać i nie dziwię się że jedna z matek się zmyła. Rano na dworcu mnie zatrzymała policja do wylegitymowania bo aż się przestraszyłem na widok policjanta po ekscesach młodzieży. 

Dziś byłem na koncercie, pani śpiewała z wdziękiem że jest lumpeksiarą. Ja nie jestem lumpeksmanem, swoje używane ciuchy kupuję online, mam za bardzo duży rozmiar i kupuję jakieś firmowe mało noszone konkretnych marek, których na lumpie raczej nie ma. Na lumpie nie znajdzie się obuwia spotowego w rozmiarze 48,5 czy 50siąt. 

Byłem na parku trampolin, obiecuję sobie chodzić częściej. Robiłem pompki, naśladowałem trening miejscowego nindży. Przyszły jakieś malce - jeden miał 12 lat- strzelające salta i robiące naprawdę zaawansowane korki i obroty przy zeskoku z drążka. Cieszyłem się że nie musiałem ich asekurować bo to było naprawdę trudne i trzeba było być kotem by w ogóle ich zasekurować. Brałem udział w jakimś konkursie wbiegania na zjeżdżalnię. Wyszło mi chyba najsłabiej, ale walczyłem z megakotami zawodowcami. 

W pracy na szybko publikowałem wytwory sztucznej inteligencji. Byłem produktywny, zadowolony z tego że wreszcie jestem wydajny. Wczęśniej mi źle szło. Wspólny wyjazd firmowy poprawił mi nastrój, mimo że były 2 poważne wypadki, bo ekipa lubiła ryzyko. Mnie się na zjeździe na sankach z góry wielkości Śnieżki zupełnie starły podeszwy, całe pięty były zjechane tak że okrągłe. Własnie dziś odebrałem buty (z wklejonymi nowymi piętami na podeszwie) i kombinezon sportowy z naprawy po tych wyczynach. Te sanki okazały się mega niebezpieczne. Raz wleciałem w las, drugi raz walnąłem głową w kasku tak że mnie ta głowa dobre pół godziny bolała. 


Komentarze